sobota, 14 maja 2022

DZIEŃ 0 - wyjazd, przejazd, przyjazd

 Dzień zero to dzień wyjazdu z domu i jednocześnie dotarcia do strefy zrzutu, punktu startowego czy na rozbieg wyprawy wzdłuż wybrzeża Bałtyku - nazewnictwo dowolne. Plan obejmuje pokonanie rowerami odcinka szlaku R10 od Kołobrzegu do Gdańska.

Wyruszamy:



Pociągiem z Gliwic pokonujemy sprawnie drogę do Kołobrzegu:


Mówiąc sprawnie nie wspominamy, jak dotarło do nas z siłą równą ziemskiej grawitacji, iż obarczenie tyłu roweru dwoma sakwami 20 litrów każda i wadze koło 20kg, zwiększa prawdopodobieństwo  spotkania z podłożem dramatycznie, zaś przednie koło zyskuje zaskakujące możliwości lewitowania i to bez ostrzeżenia. Szybko opanowując więc bestie, będące w rzeczy samej jedynie rowerami z tylnymi sakwami, dostajemy się na peron ruchomymi schodami (tak wyobraźnia dobrze Ci podpowiada iż nachylenie na schodach ruchomych i sakwy z tyłu to przepis na sporty extremalne).

Po załadowaniu się do pociągu, nie koniec atrakcji. Kryzys uchodźczy skutkuje tym, iż każde wolne miejsce, w tym te zarezerwowane, zajmują ciagle przemieszczający się po kraju obywatele Ukrainy, dopóki się nie pojawi pasażer z miejscówką. I nie, nie było żadnych scen. Po prostu jeśli zetkniesz się z tym po raz pierwszy, możesz na chwile stracić pewność siebie. 
Gdy po morderczych zmaganiach wreszcie umieściliśmy rowery na dziwnie nie współpracujących hakach w przedziale rowerowym, z czterema sakwami wchodzimy do strefy pasażerskiej.
Tak wiec po niejakich perypetiach, zajmujemy wykupione miejsca. Środkiem korytarza płynie strumyk. Niestety - to nie nowo odkryte źródło zdrojowe, tylko szalejąca toaleta, postanowiła podzielić się ze wszystkimi swoim bogatym wnętrzem. Zamknięto ją na szczęście.



Wykazując się zapobiegliwością niezwykłą, a jakże, wykupiliśmy bilety na miejsca, które umożliwiałyby obserwację naszych pojazdów, uwieszonych na hakach niczym balerony u rzeźnika. To spowodowało nie mało zabawy, dzięki obserwacji przemieszczających się pasażerów pociągu raz po raz zaczepiających się o wystające elementy rowerów. A to wyrwana słuchawka, a to plecaczek szarpiący ku tyłowi delikwenta. Ubaw z cudzej krzywdy - co z nas za ludzie, ehh.

Dobrze już. Wysiadłszy docieramy na kwaterę, po czym na zasłużoną kawulinę.


No i przywitanie z morzem 😉



Pokręciliśmy po miejscu 10km, aby upewnić się, że tutejsze miejskie ścieżki rowerowe są pierwsza klasa.

 Zamówiona na chybił trafił kwatera, okazała się naprawdę trafiona. Miła i kontaktowa Pani Alusia pokazała nam izdebkę na 2 piętrze gdzie spędzimy dwie kolejne nocki. Rowery na zewnątrz, wystawione na pastwę nie wiadomo czego - nocne koszmary o rozkradaniu osprzętu sprawiły, że dla dodania im otuchy sprawdzałem z sercem na ramieniu, nad ranem (5AM) czy bidulki nadal są uwiązane do słupa jak jakiś burek do swej budy. Stoją! Poranna drzemka była o wiele słodsza…