Dzień zero to dzień wyjazdu z domu i jednocześnie dotarcia do strefy zrzutu, punktu startowego czy na rozbieg wyprawy wzdłuż wybrzeża Bałtyku - nazewnictwo dowolne. Plan obejmuje pokonanie rowerami odcinka szlaku R10 od Kołobrzegu do Gdańska.
Wyruszamy:
Mówiąc sprawnie nie wspominamy, jak dotarło do nas z siłą równą ziemskiej grawitacji, iż obarczenie tyłu roweru dwoma sakwami 20 litrów każda i wadze koło 20kg, zwiększa prawdopodobieństwo spotkania z podłożem dramatycznie, zaś przednie koło zyskuje zaskakujące możliwości lewitowania i to bez ostrzeżenia. Szybko opanowując więc bestie, będące w rzeczy samej jedynie rowerami z tylnymi sakwami, dostajemy się na peron ruchomymi schodami (tak wyobraźnia dobrze Ci podpowiada iż nachylenie na schodach ruchomych i sakwy z tyłu to przepis na sporty extremalne).
Po załadowaniu się do pociągu, nie koniec atrakcji. Kryzys uchodźczy skutkuje tym, iż każde wolne miejsce, w tym te zarezerwowane, zajmują ciagle przemieszczający się po kraju obywatele Ukrainy, dopóki się nie pojawi pasażer z miejscówką. I nie, nie było żadnych scen. Po prostu jeśli zetkniesz się z tym po raz pierwszy, możesz na chwile stracić pewność siebie.
Gdy po morderczych zmaganiach wreszcie umieściliśmy rowery na dziwnie nie współpracujących hakach w przedziale rowerowym, z czterema sakwami wchodzimy do strefy pasażerskiej.
Tak wiec po niejakich perypetiach, zajmujemy wykupione miejsca. Środkiem korytarza płynie strumyk. Niestety - to nie nowo odkryte źródło zdrojowe, tylko szalejąca toaleta, postanowiła podzielić się ze wszystkimi swoim bogatym wnętrzem. Zamknięto ją na szczęście.
Dobrze już. Wysiadłszy docieramy na kwaterę, po czym na zasłużoną kawulinę.
Pokręciliśmy po miejscu 10km, aby upewnić się, że tutejsze miejskie ścieżki rowerowe są pierwsza klasa.
Zamówiona na chybił trafił kwatera, okazała się naprawdę trafiona. Miła i kontaktowa Pani Alusia pokazała nam izdebkę na 2 piętrze gdzie spędzimy dwie kolejne nocki. Rowery na zewnątrz, wystawione na pastwę nie wiadomo czego - nocne koszmary o rozkradaniu osprzętu sprawiły, że dla dodania im otuchy sprawdzałem z sercem na ramieniu, nad ranem (5AM) czy bidulki nadal są uwiązane do słupa jak jakiś burek do swej budy. Stoją! Poranna drzemka była o wiele słodsza…