poniedziałek, 16 maja 2022

DZIEŃ 2

 Droga z Kołobrzegu do Bobolina, to naprawdę ładna droga. 

Droga gładko i sprawnie płynąca. 



Jest tak przede wszystkim dlatego, że to świetnej jakości ścieżka rowerowa, przynajmniej w 80%.              76 km rowerowej frajdy. 



Bywa jakiś przejazd słabszym szutrem, czy inne ciekawostki, ale to wyjątki. Niemniej o jednym z nich wspomnieć warto. Mianowicie - Mielno. Tu szlak R10 poprowadzono przy, jak można domniemywać, ciekawym przyrodniczo miejscu, jeziorze Jamno. Mniemaniu nie było końca na tym odcinku. Jedziemy w zaroślach i innych szuwarach i to tyle z ciekawych okoliczności... Można póki co śmiało stwierdzić, iż Mielno zupełnie zlekceważyło temat. W samej miejscowości fatalna jakość szlaku, kostka brukowa miała mocne ambicje do stworzenia imitacji rodeo, zresztą na ogół jej się udawało. Przy jeziorze szuter, oj pamięta on lepsze czasy. Aktualnie sąsiednie gminy wyznaczają stanowczo wyższy standard. To z reguły równa gładka kostka, albo asfalt, ale na razie, nie tu.

Aby dodać kolorytu tej niezbyt ciekawej sytuacji, postanowiliśmy na napotkanym pomoście spożyć zupkę jarzynową z wkładką etc. Na przeciwległym brzegu widać na horyzoncie Koszalin. Leżeniu plackiem na ciepłych deseczkach pomostu nie byłoby końca, gdyby nie dron, który koniecznie chciał nagrywać dwoje osobników w towarzystwie rowerów, spoczywających w pozycji poziomej. Dron był uporczywy, a my mieliśmy jeszcze kawał drogi, stąd szybka zbiórka i w drogę.



Dzisiaj też, pierwsza dłuższa trasa z sakwami. Co może pójść nie tak, gdy się ma 4 identyczne czarne sakwy? Zgadujmy. Psują się? Odpadają? Brudzą? A może są identyczne?



Zanim padnie odpowiedź na to intrygujące pytanie, wspomnę, że jazda z nimi to nie problem. Trzeba pamiętać o mającym tendencje do lewitacji przednim kole i o szerszym zadzie, którym skutecznie zawadzisz tam, gdzie bez sakwy przemkniesz bez namysłu.

Co więc może stanowić rzeczony problem. Tak, masz rację - są identyczne. Jak zapamiętać co jest w której?! Ale nawet jeśli zapamiętasz i już z całą pewnością otwierasz prawą sakwę na swoim rowerze, okazuje się, że szybko tracisz pewność siebie, bo rzecz która na ostatnim postoju prawie napewno była widziana właśnie tam, ma status: Lost. Nie znaczy to, że jej tam nie ma - może i jest, ale dotarcie do niej zajmie chwilę. I tak za każdym, każdziutkim, każdeńkim razie. Mimo opisów, breloków itd. niekończące się grzebanie, szperanie, wyjmowanie i wkładanie - to coś na stałe wpisanego w wyprawę z sakwami.

Czy to źle? To nie tak, że dobrze albo źle. Jest fajnie i tyle powinno wystarczyć….

Link do filmiku z dobrą jakością




Jutro pakujemy dobytek w sakwy i do USTKI …